Efektywność energetyczna oraz rozproszona generacja energii ze źródeł odnawialnych – oto kierunek rozwoju niemieckiej energetyki. Przy okazji wyborów nie zadaje się pytania o to, czy będzie on kontynuowany, a raczej o to, w jakim tempie.
Dawno, dawno temu, kiedy nie było jeszcze Zielonych w Bundestagu, a polityczny dyskurs był niepodzielnie zdominowany przez zwolenników energetyki węglowej i nuklearnej, grupa badaczy przygotowała dokument, który był pierwszą próbą oszacowania potencjału przechodzenia ówczesnych Niemiec Zachodnich na odnawialne źródła energii.
W wydanej w 1980 roku publikacji „Energiewende: wzrost i dobrobyt bez ropy i uranu” zakładano, że RFN mógłby czerpać 44% swojego zapotrzebowania na energię ze źródeł odnawialnych, pozostałą zaś część – z węgla. Wszystko to pod warunkiem, że liczba ludności tego kraju spadłaby z ówczesnych 60 do 37 milionów do roku 2030, a ludzie – zużywaliby paliwo o 44% bardziej efektywnie mimo wzrostu potrzeb transportowych o 70%.
Boom
Kto wie, czy na tym marzeniach by się nie skończyło, gdyby nie czerwono-zielona koalicja z lat 1998-2005. To ona przygotowała podwaliny pod dzisiejszy boom w niemieckiej energetyce, podejmując decyzję o stopniowym wygaszaniu energetyki atomowej i stworzeniu systemu wsparcia publicznego dla rozwoju energetyki odnawialnej.
Zasady Energiewende były proste – państwo, które do tej pory dotowało głównie wytwarzanie energii ze źródeł nieodnawialnych zdecydowało się ustalić stałe ceny skupu energii ze źródeł odnawialnych, trafiającej do sieci. Gwarantowana jest stawka o wysokości niezmiennej przez 20 lat, co przynosi nie tylko zwrot, ale i zysk z takiej inwestycji. Wraz z upowszechnianiem się energetyki odnawialnej (i związanym z tym spadkiem zarówno kosztów instalacji, jak i cen generowanej w ten sposób energii) taryfa dla nowo zainstalowanych systemów ulega stopniowemu obniżeniu.
Efekty widoczne są gołym okiem – w 2011 roku energetyka odnawialna stanowiła już 19,9% całkowitego miksu energetycznego Niemiec. Dla porównania – energetyka nuklearna dostarczyła 17,7% energii. Całość globalnej mocy operacyjnej energetyki solarnej naszego zachodniego sąsiada wynosi 35,6%, choć kraj nie słynie z wysokich temperatur i bezchmurnego nieba. Podczas gdy w 1990 roku zainstalowana moc elektrowni wiatrowych sięgała 50 kW w wartościach absolutnych, w roku 2010 już wzrosła do 2057 kW. Co więcej, aż 51% całkowitej zainstalowanej mocy odnawialnych źródeł energii należy nie do wielkich koncernów energetycznych, które do tej pory dyktowały ceny rynkowe, ale do prywatnych właścicieli.
Innym – już bardziej politycznym – osiągnięciem tej reformy było osiągnięcie szerokiego konsensusu w kwestiach energetycznych, o którym można było jedynie marzyć, kiedy ją wprowadzano. Obok pozyskania jej akceptacji ze strony chadeków i liberałów (o tym, na ile ich przywiązanie jest szczere – za chwilę) wielkim sukcesem było przekonanie większości związków zawodowych. Początkowo wykazywały one sceptycyzm z powodu lęku przed utratą miejsc pracy w sektorze energetyki konwencjonalnej, dziś zaś podchodzą do Energiewende życzliwie. Nic dziwnego – w roku 2011 zatrudnienie w sektorze energetyki odnawialnej wzrosło do poziomu 380 tysięcy miejsc pracy, czy ponad dwa razy więcej niż w roku 2005. Zatrudnienie w tej branży jest dwukrotnie wyższe niż przy wydobyciu węgla oraz paliw konwencjonalnych, gdzie stopniowo spada liczba miejsc pracy.
Spory
Droga do zazieleniania niemieckiego miksu energetycznego nie jest jednak usłana różami. Choć poparcie dla transformacji energetycznej nie maleje, kilka związanych z nią kwestii nadal pozostaje tematami sporu między poszczególnymi partiami politycznymi.
Po katastrofie w japońskiej Fukushimie na nowo zawarto konsensus, jeśli chodzi o wycofywanie państwa z energetyki jądrowej. Po objęciu władzy przez czarno-żółtą koalicję pod wodzą Angeli Merkel CDU, CSU i FDP planowały wydłużenie eksploatacji reaktorów nuklearnych. Przez kraj przetoczyły się wielotysięczne demonstracje, ale rząd pozostawał nieugięty. Gdy jednak tsunami uderzyło w elektrownię w Japonii, a na fali niepokoju związanego ze skalą zniszczeń Zieloni wystrzelili w sondażach, kanclerka zrewidowała swoje plany i, na dzień chwilę obecną, ostatnie trzy reaktory mają zostać zamknięte do końca 2022 roku.
Nie oznacza to jednak, że Zieloni bezwarunkowo pokochali zrewidowaną przez Merkel politykę energetyczną. Wręcz przeciwnie – zmienił się jedynie front, na którym toczy się wojna o energetyczną przyszłość kraju. Jednym z najważniejszych pól bitwy jest dziś kwestia tego, w jaki sposób przemysł powinien uczestniczyć w kosztach transformacji energetycznej. Aktualnie transformację finansują konsumentki i konsumenci energii, co ma skłaniać ich do podnoszenia efektywności energetycznej w gospodarstwach domowych.
Jak w wywiadzie dla „Zielonych Wiadomości” wskazała Karolina Jankowska, ponoszone obecnie przez konsumentki i konsumentów koszty rosną z powodu poszerzenia w roku 2011 przez chadecko-liberalny rząd zwolnień z tzw. „surcharge” – różnicy między sumą opłat taryfy stałej dla producentów energii z odnawialnych źródeł w Niemczech a ceną hurtową energii elektrycznej. Pierwsze ulgi, pod naciskiem przemysłu, wprowadziła jeszcze czerwono-zielona koalicja.
- Od czasu objęcia rządów w 2009 r. przez koalicję chadecko-liberalną minimalne roczne zużycie energii uprawniające do otrzymania ulgi jest regularnie zmniejszane, tym samym grono uprawnionych do zwolnienia przedsiębiorstw rozszerza się. W 2012 r. było to 700 przedsiębiorstw, w roku bieżącym – już 2000. Dodatkowe koszty z tego tytułu dla gospodarstw domowych oraz małych i średnich firm wyniosą w bieżącym roku, jak obliczyli Zieloni, ok. 4 mld euro. Efekt w postaci wzrostu „surcharge“ widać gołym okiem: w zeszłym roku wynosiła ona 3,6 centa za kWh, w 2013 r. – aż 5,3 centa za kWh – mówiła Adamowi Ostolskiemu Jankowska.
Nie trzeba dodawać, że w razie wejścia do rządu Zieloni planują ograniczenie tych zwolnień. Rząd Merkel zmuszony będzie odpowiedzieć na te zastrzeżenia, kierowane również pod adresem innego rodzaju ulg dla przemysłu. Jak donosi portal Euractiv.com, instytucje europejskie skrytykowały zwolnienie kilkuset firm z opłat sieciowych (mające zdaniem Zielonych kosztować podatników 800 milionów euro rocznie) i sugerowały, że praktyka może stanowić niedozwoloną formę pomocy publicznej. Według nowego pomysłu Merkel całkowite zwolnienia zastąpią ulgowe opłaty za dostęp do sieci w wysokości 10-20% opłat standardowych.
Wyzwania
Specyfika energetyki odnawialnej, w szczególności zaś niestabilny poziom jej generowania w zależności od warunków atmosferycznych, jak w wypadku energetyki wiatrowej czy słonecznej, zmusza do zmian o charakterze infrastrukturalnym. Z jednej strony kluczowe będzie znalezienie sposobów na przechowywanie nadwyżek energii na czas, kiedy poziom będzie produkcji spada, co od lat stanowi spore, technologiczne wyzwanie. Innym problemem wydaje się takie skonstruowanie systemu energetycznego oraz ukształtowanie cen, by bardziej opłacalne od otwierania elektrowni węglowych było wykorzystywanie energetyki gazowej jako technologii przejściowej na drodze do pełnego przejścia na energetykę odnawialną.
Coraz bardziej pilnym zadaniem staje się usprawnienie infrastruktury przesyłowej – szczególnie, że niemieccy sąsiedzi, w szczególności Polska i Czechy, narzekają na przeciążenie własnych sieci energetycznych spowodowane przepływami energii z Niemiec. Jak donosi ekologiczny serwis grist.org, uprzemysłowione południe kraju potrzebuje energii z północy, a plan rozwoju energetyki wiatrowej, także tej morskiej, wymagać będzie jej transportu na drugi koniec Niemiec. Bundestag zaaprobował niedawno wart 10 miliardów dolarów plan budowy trzech korytarzy energetycznych wysokiego napięcia, które mają rozwiązać ten problem.
O niemieckiej transformacji energetycznej można by pisać godzinami – każdy wątek otwiera kolejne, jak chociażby tempo realizacji Energiewende. Rząd CDU-FDP zakłada, że Niemcy w roku 2050 w porównaniu do roku 2008 zmniejszą zużycia energii o ¼, a 80% energii będzie pochodzić ze źródeł odnawialnych. Zieloni kontrują, że możliwe jest generowanie 100% energii z OZE już od roku 2030. Widzimy tym samym, że choć wśród niemieckich partii parlamentarnych istnieje pewien konsensus co do kierunku zmian w tamtejszej energetyce, to już w zakresie strategii i terminów reformy zauważyć można różnice.
Artykuł nie powstałby, gdyby nie potężna skarbnica wiedzy na temat niemieckiej transformacji energetycznej – http://energytransition.de/blog/. Strona główna serwisu – wraz ze skróconym raportem oraz zestawem grafik – dostępna jest również w wersji polskiej.
Dobrym źródłem podstawowej wiedzy na ten temat jest również wspomniany w tekście wywiad Adama Ostolskiego z Karoliną Jankowską, opublikowany na witrynie „Zielonych Wiadomości”.
W kolejnym odcinku dossier podsumujemy wyniki wyborów – sprawdzimy, czy ziściły się przedwyborcze prognozy i ustalimy, jakie wyzwania stoją przed Niemcami w najbliższych latach.